Wyzwanie dla…mamusi oczywiście.
Kolejny rok za nami. Już po egzaminach w szkole muzycznej. Nie było łatwo, ale córka zadowolona, a my dumni.
Co czeka nas w przyszłym roku, czas pokaże. Może nadejdzie ten moment, kiedy moja dziewczyna sama zdecyduje, że ćwiczenie to fajna i przede wszystkim potrzebna i ważna sprawa:-)
Egzaminy za nami i teraz trochę luzu do września.
Od wczoraj dziecka nie ma. Wyjechała z klasą na tzw. zieloną szkołę. Swoją drogą dziwna nazwa, skąd się wzięła? Od nauki na zielonej trawce? Ciekawe jak ta nauka wygląda.
Nie będzie jej przez 5 długich dni. To jej pierwszy samodzielny wyjazd. Trzymała się dzielnie do samego odjazdu autobusu, chociaż była przerażona.
Ja przez cały czas chciałam zawołać: a może jednak zostań.
Tatuś uciekł, do pracy, jeszcze przed odjazdem. Siostrzyczka zaczęła tęsknić już w momencie, kiedy drzwi autokaru się zamykały.
Ciekawe jaka wróci, bo na pewno będzie inna niż przed wyjazdem.
Jak sobie da radę bez kochanej mamusi, bez pomocy?
No właśnie. To jest idiotyczne i strasznie wkurzające.
Wysyłasz swoje dziecko w świat. Wiesz, że jest pod doskonałą opieką. Wszystko jest doskonale zorganizowane, zaplanowane.
I co ty robisz mamusiu kochana? Ty się zamartwiasz.
A czy nie jest jej za zimno/ za gorąco?
Co zrobi, kiedy będzie chciała siku?
Czy poradzi sobie z plecakiem, kurtką.
Czy ubierze się odpowiednio?
Czy nie będzie tęsknić zbyt mocno?
Czy zje śniadanie/obiad/kolację?
Można by tak wymieniać długo. Tylko po co, skoro większość z nas pewnie to zna.
Moje dziecko prawdopodobnie bawi się tak dobrze, że nie ma czasu zadzwonić do mnie, a ja tu głupia, siedzę i się zamartwiam.
Niby wiem, że jak jej zimno czy gorąco to się ubierze, albo rozbierze. Jak będzie chciała siku, to powie, albo pójdzie, kiedy będzie taka możliwość. Z kurtką i plecakiem poradzi sobie tak, jak będzie tego dnia potrafiła, ale zawsze bardzo dobrze.
Ubioru i jedzenia dopilnują nauczyciele. A zresztą, moje dziecko ma swój rozum i użyje go, kiedy zajdzie taka potrzeba.
No, to jest się czym martwić?
Nie ma czym, ale ja i tak będę się troszkę martwić. Dopóki nie uściskam mojego kochanego dziecka po powrocie.
I nic na to nie poradzę.