Od czego zależy Twój punkt widzenia?
Do kin wchodzi właśnie najnowszy, już nagrodzony na festiwalu filmowym w Berlinie, film Małgorzaty Szumowskiej „Twarz”.
Z grubsza wiem o czym opowiada, bo przeczytałam wywiad i recenzję.
Nie widziałam jednak , nie wypowiem się więc na jego temat.
Temat i to, co mówi sama reżyserka, zwłaszcza po ostatnim jej filmie, który widziałam czyli „W imię…” nie zachęcają mnie do obejrzenia, ale może obejrzę.
Lubię mieć swoje zdanie i nie lubię, kiedy ktoś próbuje mną manipulować.
To, co chcę napisać nie ma bezpośredniego związku z tym czy innym filmem, a raczej z tematem czy problemem, jaki reżyserka z tym tematem ma ( bo chyba ma, skoro porusza go już w przynajmniej drugim filmie).
Przed premierą przeczytałam wywiad, którego Małgorzata Szumowska udzieliła Gazecie Wyborczej po otrzymaniu berlińskiej nagrody.
Zainteresował mnie szczególnie ten fragment, w którym opowiadała między innymi o tym, jak została wychowana przez tatę w tradycji chrześcijańskiej i o tym, jaki ma do niej dzisiaj stosunek.
I o tym, że wychowują z mężem swoje dzieci w tradycji świeckiej.
Bo, jak się wyraziła, nie wydaje jej się, żeby dzisiaj istniała taka potrzeba, żeby dzieci uczyć religijności czy opowiadać im o Bogu.
Nie cytuję, bo nie pamiętam dokładnie słów, sens wypowiedzi był taki właśnie.
Zależy gdzie ucho przyłożyć
Nie piszę o tym, dlatego, że się z tą jej opinią nie zgadzam, chociaż się nie zgadzam.
Nie piszę, żeby udowodnić, że jest inaczej, albo po to, żeby udowodnić, że pani Szumowska jest w błędzie i należy ją bądź potępić, bądź zacząć nawracać.
Piszę, bo mi się ta wypowiedź skojarzyła z pewną nieszczęsną wiewiórką wykorzystaną swego czasu do udowodnienia pewnej tezy. Pamiętacie ?
Kiedy czytałam, natychmiast pojawił się w mojej głowie pewien obraz i myśl: ja widzę coś zupełnie innego.
Na co dzień obracam się wśród dzieci i wśród młodziaków, którzy są blisko Boga, którzy przeżywają z Nim wzloty i upadki, którzy się modlą.
Modlą się za innych, pomagają, śpiewają, oddają swój czas. I są szczęśliwi.
Nigdy wcześniej nie widziałam tylu tak uśmiechniętych i radosnych nastolatków.
Kiedy w ubiegłym roku syn nauczycielki ze szkoły muzycznej uległ wypadkowi i jego życie było zagrożone, dzieciaki zorganizowały wspólną modlitwę w jego intencji.
Mógł przyjść, kto chciał. Przyszli uczniowie, od najmłodszych do najstarszych.Przyszli nauczyciele i przyszli rodzice.
I odmawialiśmy Różaniec w sali koncertowej.
Z mojego punktu widzenia jest potrzeba opowiadać dzieciom o Bogu.
Ważmy słowa, może unikniemy złych emocji
No i która z nas ma rację? Żadna i każda. Każda i żadna.
Z tym zastrzeżeniem, że ja mogę napisać o tym na blogu i pogadać w swoim gronie i zasięg mam, jaki mam, a pani Małgorzata z racji swojej profesji opowiada całemu światu o swoich poglądach, które to poglądy kształtują, jakby nie było opinię publiczną, jeśli trafią na podatny grunt.
Jej prawo rzecz jasna, też mogłam sobie zostać reżyserką, aktorką i mieć wpływ.
Prawda.
I nie chodzi mi w związku z tym, że mam pretensje do niej o to, że te poglądy wyraża.
Chodzi mi o pewne subtelności, które tworzą kontekst.
Każdy może wychowywać swoje dzieci tak, jak sam sobie wymyśli (jeśli to służy dobru dziecka rzecz jasna), zgodnie z własnymi poglądami. Co do tego nie ma dwóch zdań.
Gdyby Pani Małgorzata powiedziała, że wychowuje dzieci w tradycji świeckiej i już, w ogóle nie zwróciłabym na to uwagi. Ma takie poglądy i już.
Dodając zdanie o braku potrzeby opowiadania im o Bogu, dała jasny sygnał, co w połączeniu z filmami, które kręci sprawia, że pojawia się niestety negatywna konotacja tematu wiary, religijności.
A po co to?
Urodziłyśmy się w kraju katolickim, na kontynencie o korzeniach chrześcijańskich.
To się nie zmieni. Ludzie tu w Boga wierzyli, wierzą i będą wierzyć.
Nawet jeśli będą w mniejszości, nawet jeśli ktoś nie rozumie, dlaczego nie chcą być nowocześni czy jeśli kogoś śmieszą religijne obrzędy, którymi nota bene na przykład w Meksyku pewnie by się zachwycił.
I od zawsze w naszym chrześcijańskim kraju mógł spokojnie żyć każdy.
Swego czasu zdaje się, byliśmy najbardziej tolerancyjnym Państwem Europy. I do dzisiaj tak jest, jeśli nie liczyć paru popaprańców, którzy zawsze i wszędzie się znajdą.
Dla mnie sprawa jest prosta.
Ty chcesz medytować, a ja chcę się modlić.
Ty widzisz bezsensownie cierpiącego na krzyżu człowieka, ja widzę tam kochającego mnie i Ciebie Boga.
Dla Ciebie to cierpienie nie ma najmniejszego sensu, dla mnie ma sens największy.
I tak dalej i tak dalej …
Kto z nas ma rację? Nikt tego dzisiaj nie wie, dowiemy się wszyscy w chwili, kiedy będzie za późno na zmianę poglądów.
Dla mnie sprawa jest prosta.
Ja szanuję Twoje poglądy, Ty szanuj moje.
Ja nie wpędzam Cię w kompleksy wyśmiewając Twój brak wiary w Boga, ani Twojej wiary w to, że możesz być szczęśliwy zapewniając sobie materialny dobrobyt, albo zgrabną sylwetkę.
Ty nie wpędzaj mnie w kompleksy próbując mi udowodnić, że żyję w średniowieczu wierząc w Boga i w siłę modlitwy.
Proste? No powiedz, proste?
Jeden komentarz
Pingback: