Archiwum bloga

Dzisiaj zrobiłabym to samo

  • Ojej, no to sobie wzięłaś na głowę kolejny obowiązek.
  • Chce Ci się tak łazić z tym psem czy pada czy nie pada, zimno, nie zimno?
  • Po co Ci to wszystko, za mało miałaś kłopotów?
  • Ten pies wszystko wam zniszczy.
  • …ale Ty wiesz, że to mnóstwo zmartwień, on zachoruje, trzeba będzie go leczyć, a w końcu zdechnie i będzie płacz…
  • No tak, dzieci chciały psa, a Ty masz kolejny obowiązek.

Ostatnio mnóstwo ludzi martwi się o mnie.
Wiem, że szczerze, wiem, że z dobrego serca, tylko po co?
I po co te wszystkie niepotrzebne słowa? Przecież nie podnoszą na duchu, nie pomagają, niczego nie zmieniają.

Jestem już duża, jeśli na coś się decyduję, to wiem dlaczego i świadomie podejmuję swoje decyzje.

Pies nie jest dla mnie obowiązkiem. Lubię spacery z nim, uspokajam się, mam wreszcie chwilę na to, żeby pomyśleć spokojnie.
Mam nareszcie okazję, żeby porozmawiać z dziećmi, kiedy ze mną idą. Dowiedziałam się ostatnio kilku naprawdę ciekawych rzeczy. Dzieci więcej czasu spędzają na świeżym powietrzu.

Co do zniszczeń. Jak dotąd nasz psiak niczego nie zniszczył, ale jakby co, wolę mieć zniszczoną podłogę niż nieszczęśliwe dziecko.

Mój mąż może zachorować i umrzeć.
Moje dziecko może zachorować i umrzeć.
Ja mogę zachorować i umrzeć. Same kłopoty i powody do bólu i płaczu.
Czy to oznacza, że lepiej by było, żebym się nigdy z nikim nie wiązała i nie marzyła o zostaniu mamą?
Miałabym święty spokój, prawda? Tylko, że ja nie lubię świętego spokoju. Czasami tak, ale na dłuższą metę? Co to za życie?

Cieszę się z decyzji, którą podjęłam, bo moje dzieci są szczęśliwe i widzę pozytywne zmiany w ich zachowaniu i postawach.
Starsza córka przestała mieć kłopoty ze wstawaniem do szkoły i więcej się uśmiecha, bardziej się spręża ze swoimi obowiązkami,  bo trzeba wyjść z psem na spacer.
Młodsza przestała panicznie bać się zwierząt i jest niesamowicie opiekuńcza.
Tak, często wyprowadzam psa sama, bo pada deszcz, bo dzieci są chore, albo zmęczone, ale najczęściej wyprowadzamy go razem.
Nie płaczę z tego powodu, są jeszcze małe i mają czas na samodzielne spacery, a ja mam czas, żeby egzekwować dane mi słowo.
Jestem szczęśliwa i drugi raz podjęłabym taką samą decyzję.
Pomimo tego, że mój najdroższy i najmądrzejszy całkowicie wypiął się na nowego domownika i jest ponad to.

Jestem szczęśliwa, że dałam dom psu. Zmienił się nie do poznania, już nie jest przestraszonym śmiertelnie sierściuchem z podwiniętym ogonem, zrywającym się na cztery łapy na każde stuknięcie.
Jest szczęśliwym psem, który cieszy się, kiedy wracamy do domu, a na spacerach szaleje z innymi psami i uwielbia moje dzieci.

Proszę się więc o mnie nie martwić 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *